Dobra Maggie. Dasz radę. To ostatnie zaliczenie dzielące cię od
zrealizowania największego marzenia. Musisz tylko tam wejść i
pokazać co potrafisz. Raz już zdobyłaś ich uznanie. Jedyne co
jest tobie potrzebne to pozytywne nastawienie i powtórzenie sukcesu.
Jesteś o krok od sukcesu. Nie ma opcji, byś się teraz poddała.
Dasz radę!
Właśnie te słowa powtarzałam w kółko i w kółko, czekając aż
zawołają mnie na salę. Dzisiaj są ostateczne zaliczenia.
Chodziłam wzdłuż korytarza, starając się uspokoić i nie
zwymiotować na podłogę z nerwów. Jeśli się uda dostanę dyplom
i upoważnienie do prowadzenia zajęć jako choreograf. Legalnie. Będę
mogła znowu uczyć moje dzieciaki. Co więcej, jeśli Jared przekona
dyrekcję, będą mogły przychodzić na zajęcia tutaj. Dzięki temu
nie będę musiała wynajmować sali, a grupa będzie obserwowana pod
czujnym okiem innych choreografów z Broadway Dance Center.
Na czym będą polegały dzisiejsze zaliczenia? Jared będzie rzucał
mi nazwami kroków, które będę musiała pokazać uwzględniając
również ich wariacje. Z pozoru wydaje się to proste i fakt,
częściowo jest, bo sama teoria była dla mnie trudniejsza niż
praktyka. Jednak sam fakt, że będę to robić przed najważniejszymi
osobistościami w tej szkole przyprawia mnie o dreszcze. W dodatku
byłam obserwowana przez całe moje szkolenie przez choreografów i
właśnie teraz dowiem się, czy zrobiłam jakieś postępy.
Najbardziej boję się, że stanęłam w miejscu, że zawiodę
Jareda, który robił wszystko, bym stawała się coraz lepsza. Jeśli
zawiodę go, zawiodę też siebie.
– Maggie Horan, zapraszamy! –
zza drzwi wyłonił się
nauczyciel tańca współczesnego.
Nie dam rady! Nic nie pamiętam! Stop. Spokojnie Maggie. Będzie
dobrze.
Wzięłam głęboki oddech, po czym ruszyłam w stronę
pomieszczenia. Stanęłam na wyznaczonym miejscu przed komisją,
uśmiechając się nerwowo.
– Dzień dobry –
przywitałam się.
W odpowiedzi wszyscy skinęli głową.
– Pani Dyrektor, koleżanki i
koledzy. Ta dziewczyna, która zachwyciła nas na przesłuchaniach, z
pewnością powali was dzisiaj na kolana –
zaczął Jared. –
Ciężko pracowała i zaraz
wam to udowodni – dodał,
podchodząc do mnie. – Nie
będę mówić więcej. Maggie zrobi to za mnie –
posłał mi uśmiech. –
Zaczynajmy.
No
i się zaczęło. Mężczyzna zaczął rzucać nazwy, a ja
automatycznie wykonywałam ruchy. Przychodziło mi to łatwiej niż
się spodziewałam. Były chwile,
że musiałam się zastanowić, ale wykonałam wszystko o co mnie
poproszono. Drugi etap był zdecydowanie trudniejszy, bo Jared
tańczył podstawy w swoim stylu i niektóre kroki ciężko było mi
rozpoznać. Cholera, nawet mnie podpuszczał co raz powtarzając to
samo. Wiedziałam, że robi to specjalnie, by
trochę rozluźnić atmosferę. Zdecydowanie mi tym pomógł, bo
kilka razy się uśmiechnęłam.
Okazało się, że muszę przejść
trzeci etap, o którym nie zostałam poinformowana. Miałam
całą minutę na zatańczenie solówki bez przygotowania.
Żeby było sprawiedliwie muzykę losowo wybrała dyrektorka. Trafił
mi się jeden z kawałków, do którego można ćwiczyć podstawy.
Nie był szybki, ale miał bardzo dużo wyraźnych
akcentów, więc musiałam zwrócić uwagę na zatrzymania. Dawałam
z siebie wszystko przemieszczając się po sali. Uwzględniłam też
kroki w parterze, by pokazać w jak dobrej jestem kondycji. Niestety
przez moment, zakręciło mi się w głowie, ale nie dałam po sobie
tego poznać i płynnie przeszłam do kolejnego ruchu.
To było najcięższe
sześćdziesiąt sekund mojego życia. Przysięgam. Na
szczęście szybko dobiegły końca. Nauczyciele popatrzyli na mnie,
potem na kartkę i zaczęli coś notować. Stałam chwiejąc się na
piętach. Z nerwów czułam, jak krew dopływa mi do twarzy, a
wszystko co ostatnio zjadłam zapragnęło wydostać się z powrotem.
Przełknęłam głośno ślinę, próbując się uspokoić. Jak zaraz
nic nie powiedzą, zwymiotuję na środku sali. Cholera.
– Obserwowałam ciebie bardzo
uważnie od kąd przyszłaś do nas na casting.
– zaczęła
dyrektorka, spoglądając na mnie. –
Pamiętam, jak stanęła
przed nami nieśmiała blondynka, która zaczynając tańczyć
zmieniała się w całkiem inną osobę. Jared wtedy bez
zastanowienie powiedział, że musimy ciebie przyjąć. Widziałam,
jak przy twoim imieniu postawił kilka wykrzykników. Wszyscy zauważaliśmy u ciebie ogromy potencjał i dzisiaj tylko udowodniłaś,
że się nie myliliśmy. Możesz być z siebie dumna –
powiedziała,
uśmiechając się. Po chwili jednak spojrzała na mnie badawczo. –
Dobrze
się czujesz?
– Wszystko w porządku –
skłamałam, bo
tak na prawdę miałam wrażenie, że zaraz dosłownie padnę na
ziemię. –
To po prostu emocje –
wymusiłam uśmiech.
– Dobrze. Wyniki poznasz w
przeciągu dwóch dni. Dziękujemy
– wskazała
ręką drzwi, na co skinęłam i opuściłam pomieszczenie.
Za
plecami słyszałam, jak Jenkins prycha pod nosem rzucając coś w
stylu "głupie formalności", co sprawiło, że mimo mojego
samopoczucia się uśmiechnęłam.
Zgarnęłam swoją torbę z
podłogi i od razu
skierowałam się do łazienki, gdzie oblałam sobie twarz zimną
wodą, starając się uspokoić. Nie pomogło. W ekspresowym tempie
zamknęłam się w kabinie wymiotując. Padłam na kolana wyrzucając
z siebie dzisiejsze śniadanie. Dobrze,
że nikogo nie było w środku. Pewnie zaszkodziła mi pizza, którą
wczoraj chłopcy zamówili. Namówili mnie na jeden kawałek, a mój
organizm nie jest przyzwyczajony do tak ciężkich posiłków i teraz
pewnie go zwraca.
Wyszłam z mniejszego pomieszczenia, by znowu opłukać sobie twarz
zimną wodą. Kręciło mi się w głowie. Nie ma mowy, bym dała
radę sama wrócić do domu. Schyliłam się do torby, by wyciągnąć
komórkę. Szybko wystukałam wiadomość do Nialla.
Wasza pizza mi zaszkodziła. Wymiotuję. Przyjedziesz po mnie?
Nie minęła minuta, kiedy uzyskałam odpowiedź.
Jestem w okolicy. Będę za 10 minut. Przyjść po ciebie?
Poradzę sobie. –
odpisałam.
Schowałam
telefon do bocznej kieszonki, po czym udałam się do szatni, by się
ubrać. Nie
było to łatwe, gdy wszystko mi się dwoiło lub troiło.
Przypomniało
mi się, że Jared wspominał o tym, że w naszej szkole panuje wirus
grypy
żołądkowej. Bardzo możliwe, że właśnie go złapałam.
Fantastycznie. Nic
innego mi teraz nie potrzeba.
Po
zmienieniu butów, nałożeniu kurtki i czapki starałam
się wydostać ze szkoły. Moje samopoczucie jednak było coraz
gorsze. Miałam wrażenie, jakby zapadała się podłoga. Oparłam się
rękoma o ścianę, zamykając oczy. W efekcie mało co nie upadłam.
Nie miałam pojęcia co się dzieje. Ostatnim razem miałam tak, gdy
wylądowałam w szpitalu z nawrotem anoreksji, ale jestem pewna, że
to nie może być to. Odżywiam się lepiej niż wtedy. To musi być
wirus. Zawsze byłam podatna na takie rzeczy.
W
końcu zebrałam w sobie siły i wyszłam na zewnątrz, gdzie akurat
zajechał Niall. Chłopak chciał wysiąść z samochodu i mi pomóc,
ale gestem ręki pokazałam, że sobie poradzę. Mimo, że nie byłam
tego pewna. Na całe szczęście udało mi się wsiąść do środka.
Gdy
tylko zapięłam pasy ruszyliśmy
z
podjazdu.
– Wyglądasz
strasznie –
skomentował
blondyn.
– Dziękuję.
Zawsze można na ciebie liczyć –
mruknęłam,
obniżając lekko oparcie.
– Chcesz
jechać do lekarza? –
spytał.
– Nie.
To zapewne wirus, który panuje w szkole. Za kilka dni mi przejdzie –
zapewniłam.
– Jesteś
pewna?
– Tak
–
odparłam,
nie mając ochoty na rozmowę. Jedyne czego pragnęłam, to położyć
się do łóżka i przespać chorobę.
Najlepiej,
bym
wyzdrowiała
jak najszybciej. Nie mogę pozwolić sobie na wylegiwanie się w
łóżku. Nie, kiedy mogę ukończyć instruktarz i zebrać ponownie
moje dzieciaki. Nie, kiedy mogę pomóc dla Matt'a w dostaniu się do
szkoły. No i nie mogę siedzieć w domu, dopóki mieszkam z Harry'm.
Nie mogę go widywać całymi dniami. Chociaż istnieje
prawdopodobieństwo, że nawet nie próbowałby ze mną rozmawiać,
bo jest uczulony na widok i zapach wymiocin. Cóż, będę musiała
chyba się w nich kąpać, by czuć się bezpiecznie.
Poza tym
na pewno jest urażony,
przez to jak go ostatnio potraktowałam.
Unikaliśmy
się całą niedzielę, więc mam nadzieję, że dzisiaj też nie
zrobi wyjątku. Zdecydowanie pomoże mi to w przemyśleniu moich
uczuć do niego. Chociaż
wątpię, czy po moich słowach, będzie chciał się w ogóle do
mnie zbliżyć. Chcąc, nie chcąc uraziłam jego dumę.
Minęło jakieś dwadzieścia minut zanim dojechaliśmy do domu.
Ogarnęła mnie chwilowa ulga, gdy poczułam świeże powietrze.
Niestety to trwało nie całą minutę, bo kiedy weszłam do
przedpokoju, do mojego nosa dotarły specyficzne zapachy robionego
posiłku. Zakryłam usta ręką, powstrzymując odruch wymiotny. Zdążyłam zdjąć kurtkę i buty, zanim kolejny raz dzisiaj
uwolniłam swoje wnętrzności tym razem na kafelki w domu. Od razu
przy mnie zmaterializował się Niall, który odgarnął moje włosy,
a gdy skończyłam wziął mnie na ręce i niosąc mnie do pokoju.
Zamglonym wzrokiem widziałam Harry'ego, który zerwał się z
kanapy, pytając co się dzieje.
– Nie teraz, Hazz – zbył go blondyn. – Meg's chcesz do
łazienki?
– Do łóżka – mruknęłam wykończona.
Czułam, jak robi mi się zimno i jedyne czego chciałam to położenie
się w łóżku i przykrycie ciepłą kołdrą. Wiedziałam jednak,
że to nie koniec rewolucji z moim żołądkiem. Miałam nadzieję,
że to nie potrwa długo. Marzyłam o tym, by zasnąć i przespać
całą chorobę.
– Przyda ci się miska – stwierdził Niall, gdy odłożył mnie
na łóżku.
Lekko skinęłam zamykając oczy, próbując zwalczyć karuzelę
tworzącą się w mojej głowie.
*
Robiłam wszystko by zasnąć. Po tym, jak Niall przyniósł mi
miskę, zwymiotowałam jeszcze kilka razy, aż w końcu odpłynęłam
z wycieczenia. Niestety nie na długo, bo od jakiegoś czasu czułam
czyjąś obecność przy sobie. Jęknęłam cicho, niechętnie
otwierając oczy, które musiałam kilkakrotnie przetrzeć, by być
na sto procent pewna kim jest ta osoba.. Nie pomyliłam się za
pierwszym razem, gdy rozpoznałam Harry'ego. Siedział na podłodze
opierając się plecami o łóżko. Wydawało mi się, że coś
czytał, ale mnie obchodziło tylko to, co tu robi.
Przewróciłam się na plecy, wzdychając ciężko. Miałam
wrażenie, że czuję się już lepiej. Byłam jednak pewna, że
jestem mocno osłabiona. Zerknęłam znowu na szatyna, który teraz
mierzył wzrokiem moją twarz.
– Lepiej, tak sądzę – odparłam zachrypniętym głosem, przez
co się skrzywiłam. W moim gardle, czułam jeszcze smak goryczy po
wymiotach. – Dlaczego przyszedłeś?
– Chcesz bym wyszedł?
Chcę byś odpowiedział mi na pytanie. Nienawidzę, jak próbuje
ominąć temat, wpływając na moje emocje.
– Nie wiem – powiedziałam zgodnie z prawdą.
Z jednej strony chciałam by wyszedł. Muszę od niego odpocząć i
zrozumieć swoje uczucia, ale druga strona chce poprosić by został,
położył się obok mnie i obiecał, że wszystko będzie dobrze.
– To proste, Maggie. Tak lub nie. To krótsze od "nie wiem"
– naciskał.
– Spytałam pierwsza – mruknęłam.
– Też nie wiem – wzruszył ramionami, uśmiechając się
złośliwie.
– Nikt nie kazał ci tu przychodzić.
Tym razem to Harry westchnął głośno, wstając z podłogi. Już
myślałam, że ma zamiar wyjść, ale zrobił tylko spacer od łóżka
do drzwi i z powrotem. Wiedziałam, że zaraz wybuchnie.
– Dlaczego tak się zachowujesz? Przez co powiedziałem ostatnio?
Jesteś taka cholernie trudna – wyrzucił ręce w powietrze
podirytowany.
– Nie musisz się tym przejmować, przecież i tak wszystko
skończyliśmy.
Tak będzie lepiej. Tak powinno być lepiej. Kurwa, kogo ja chcę
oszukać?!
– Nawet o tym spokojnie nie porozmawialiśmy. Poza tym, wierzysz w
to, że nigdy więcej nie będzie nic między nami?
– Możemy dalej być przyjaciółmi – przyznałam. Nie chcę go
całkowicie stracić.
Szatyn zaśmiał się kpiąco.
– Oboje wiemy, że od dawna nie byliśmy już tylko przyjaciółmi
– zaakcentował dwa ostatnie słowa. – Nie chodzi mi nawet o
seks. Cholera, czy od kumpeli nie byłbym w stanie oderwać rąk? To
nienormalne!
O nie...
– Nie mam siły teraz o tym rozmawiać, Harry. Chcę odpocząć –
wtrąciłam się, z powrotem kładąc się na materac.
Zdecydowanie nie byłam gotowa przeprowadzić tej rozmowy, mimo, że
z chęcią wykorzystałabym to, że szatyn zaczyna mówić coś o
nas. Byłam za bardzo wyczerpana zajęciami i wymiotowaniem. Nie
potrafiłabym nawet powiedzieć czegoś sensownego.
– Mam wyjść? – spytał i mogłabym przysiąc, że załamał mu
się głos.
Musiałam być jednak silna. Jeśli pozwolę mu zostać, to nici z
mojego planu. Dopóki nie mam nic ułożone we własnej głowie, nie
mogę spędzać za dużo czasu z Harry'm. Wtedy wrócę do punktu
wyjścia, a nie wiem czy tego chcę.
Nie dałam rady mu odpowiedzieć, bo po raz kolejny dzisiaj
chwyciłam miskę i zwymiotowałam. Szatyn niespodziewanie znalazł
się przy mnie, podtrzymując moje włosy. Nie chciałam by był
świadkiem zwracania wszystkiego co ostatnio zjadłam i mentalnie
kłóciłam się ze swoim organizmem.
Usłyszałam, jak otwierają się drzwi od pokoju i głos mojego
brata, który kazał wyjść swojemu przyjacielowi. Wszyscy doskonale
wiedzieli, że na widok wymiocin Harry nie reagował za dobrze.
– Dam radę, Niall – powiedział stanowczo chłopak.
– Jesteś pewien, stary? Wiem, że nie...
– Pozwól mi się nią zająć. To moja dziewczyna – przerwał
mu, akcentując ostatnie zdanie.
Wcale nie.
– Dobra. Jestem u siebie, gdybyście potrzebowali pomocy –
blondyn odparł niepewnie.
Do rozmowy wtrącił się kolejny znany mi głos, który należał do
Louisa:
– Daj im spokój, Horan. Poradzą sobie.
Zaraz po tym drzwi z powrotem się zamknęły, a ja wreszcie
skończyłam wymiotować. Podniosłam głowę i przetarłam
załzawione oczy. Harry odstawił miskę na ziemię, po czym podał
mi kubek z wodą, bym się napiła. Zrobiłam trzy nieduże łyki i
pokręciłam głową, że więcej nie chcę.
Mój przyjaciel obserwował uważnie moją twarz. Dopiero teraz
zdałam sobie sprawę, jak blisko jest. Instynktownie się odsunęłam,
co spowodowało, że lekko zakręciło mi się w głowie. Skrzywiłam
się łapiąc się za skronie. Szatyn zauważył to i od razu objął
mnie ramieniem znowu zmniejszając między nami odległość.
– Odsuń się – powiedziałam słabo.
– Dlaczego?
– Śmierdzi ode mnie wymiocinami. Muszę się umyć – mruknęłam.
Chłopak zaśmiał się, co spowodowało, że na niego spojrzałam.
– Nawet jak jesteś chora, to nie przestajesz być sobą –
wyjaśnił swoje rozbawienie, po czym nachylił się nad moim czołem,
muskając go ustami. – Chodź, umyjemy się.
Nim zdążyłam, jakkolwiek zareagować, jedną ręką chwycił mnie
pod kolana, a drugą owinął wokół moich pleców i wziął mnie na
ręce. Dużymi krokami skierował się do wyjścia z sypialni. W
korytarzu, krzyknął do przechodzącego Louisa, by ogarnął mój
pokój, po czym zatrzasnął nas w łazience. W tle słyszałam tylko
sprośny komentarz Tomlinsona, na który jego przyjaciel kazał mu
spadać.
Harry odstawił mnie na ziemi zostawiając swoje dłonie na moich
biodrach, by sprawdzić, czy utrzymam równowagę. Spojrzałam na
niego zdziwiona, gdy chwycił za końce mojej koszulki i zaczął
podwijać ją do góry. Bez większego zwlekania pozbył się z
mojego ciała. Widziałam, jak zagryzł wargę, gdy zobaczył, że
nie mam stanika.
– Schudłaś – stwierdził niezadowolony, na co zakryłam tors
rękoma.
Nie wiedziałam i wcale tego nie chciałam. Po prostu czasem
podświadomość ze mną wygrywa, kiedy przekonuje mnie, że nie
jestem głodna.
Nie odpowiedziałam nic. Stałam dalej nieruchomo, podczas gdy
szatyn podszedł do kabiny, odkręcając wodę. Wrócił do mnie, a
następnie nachylając się zsunął mi leginsy razem z majtkami.
Zanim się podniósł przycisnął swoje usta na moim brzuchu tuż
nad pępkiem. Odruchowo zamknęłam oczy, gdy jego wargi musnęły
skórę między moimi piersiami, następnie szczękę i czoło.
Odsunął się, a jego dłonie znalazły się na moich policzkach,
masując je kciukami.
– Moja bezbronna, mała Maggie – westchnął. – Musisz jeść,
bo mam wrażenie, że każdy mój dotyk może ciebie uszkodzić.
Otworzyłam oczy na jego słowa. Jedyny sposób, w który mógł mnie
zranić nie miał nic wspólnego z dotykiem. Mógłby mi złamać
chociażby rękę, a nie czułabym takiego bólu, jak gdybym go
straciła. Tak samo, jak złamana noga nie bolała mnie nawet w
najmniejszym stopniu jak strata Zayna. Czasami mam wrażenie, że
dostałam od losu drugą szansę w postaci Stylesa. Najgorsze jest
tylko to, że ani ja, ani Harry nie potrafimy z niej skorzystać.
Błądzimy w kółko, raniąc się nawzajem.
Z zamyślenia wyrwał mnie brak kontaktu z jego dłońmi i fakt, że
teraz sam ściągnął swoją koszulkę, rzucając ją na ziemię.
Zaśmiał się gdy zobaczył, jak wytrzeszczam oczy.
– Nie zrobię nic, czego nie chcesz – zapewnił. – Też
potrzebuję prysznica. Panie mają pierwszeństwo – uśmiechnął
się.
Skinęłam głową, powoli się odwracając i wchodząc do brodzika.
Zamknęłam za sobą kabinę, gdy zauważyłam, że Harry wcale nie
miał zamiaru wejść razem ze mną. Odetchnęłam z ulgą, bo nie
jestem pewna czy tego chciałam.
Od razu zabrałam się za mycie włosów, a później dokładnie
całego ciała. Kątem oka widziałam, jak szatyn krzątał się po
łazience. Wydawało mi się nawet, że na chwilę z niej wyszedł,
ale na bardzo krótko. Nie śpieszyłam się z prysznicem, bo letnia
woda dawała mi ukojenie i mogłabym przysiąc, że poczułam się
lepiej.
Kiedy w końcu uznałam, że jestem wystarczająco czysta zakręciłam
wodę i odsunęłam delikatnie drzwi od kabiny, by chwycić ręcznik.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby faktycznie tam był. Styles stał do
mnie tyłem i nie widział, że jestem w kropce. Zauważyłam
ręczniki na koszu na brudną bieliznę, które znajdywał się na
drugim końcu. Cholera. Nie wyjdę. Nie żeby Styles nie widział
mnie wcześniej nagiej, ale miałam wrażenie, że w pomieszczeniu
jest o wiele za zimno. Zagryzłam wargę, przenosząc wzrok z powrotem
chłopaka, który swoją drogą był całkowicie pozbawiony ubrań i
nachylał się nad umywalką płucząc buzię.
Odruchowo przejechałam wzrokiem wzdłuż jego umięśnionego ciała.
Oczywiście w tym samym czasie chłopak musiał się odwrócić
przyłapując mnie na gorącym uczynku.
– Chcesz zobaczyć teraz przód? – uśmiechnął się złośliwie.
– Chcę ręcznik – sprostowałam, patrząc na niego wymownie.
– Jasne – powiedział melodyjnie, podchodząc do kosza na brudną
bieliznę, zgarniając ręcznik, by na końcu podejść do mnie.
Rozłożył go na całą długość, uśmiechem zachęcając mnie,
bym pozwoliła mu się w niego zawinąć. Kiedy tak zrobił,
pocałował skórę na moim ramieniu i szyi. – Lubię jak się na
mnie patrzysz – mruknął mi do ucha, po czym mnie wyminął,
zamykając się pod prysznicem.
Jego słowa sprawiły, że dostałam gęsiej skórki i momentalnie
się zarumieniłam. Zdecydowanie wiedział co powiedzieć, by
sprawić, że nie wiem jak się nazywam.
Pokręciłam głową podchodząc do umywalki, by porządnie umyć
zęby. Miałam okropny posmak w ustach i chciałam się jak
najszybciej go pozbyć. W między czasie zauważyłam, że Styles
zdążył przynieść mi piżamę w postaci swojej koszulki i moich
szortów. Natomiast obok leżały bokserki i dresy. Dodatkowo nasze
ubrania, które walały się po ziemi również zniknęły. W takim
razie faktycznie wychodził.
Po wyszorowaniu zębów zdjęłam ręcznik ubierając się we
wcześniej przyniesione rzeczy. Później przetarłam włosy
ręcznikiem, by trochę je wysuszyć. W tym samym czasie usłyszałam
rozsuwającą się kabinę. Odwróciłam się widząc szatyna z
owiniętym ręcznikiem wokół bioder. Uśmiechnął się idąc w
moim kierunku.
– Prysznic pomógł? – spytał, stając przede mną.
Skinęłam głową powoli, uśmiechając się blado.
– Od ostatnich dwudziestu minut zamieniłaś ze mną dosłownie
jakieś trzy zdania. Mam wrażenie, że wcale nie chcesz bym się
tobą zajmował.
Chcę. Nie chcę. Cholera, nie wiem!
– Sama nie wiem, czego chcę, Harry – westchnęłam. – Nie mam
pojęcia czym jesteśmy, albo czym się stajemy. Nie wiem też co
czuję w związku z tym. Nie wiem już niczego, co dotyczy nas –
wyrzuciłam z siebie.
– Jedyne co chcę teraz wiedzieć, to czy chcesz mnie w tej chwili.
Nic innego. Na resztę przyjdzie czas – powiedział, zmniejszając
między nami odległość. – Dlatego chcę szczerej odpowiedzi. Czy
chcesz bym był tej nocy z tobą?
No i jest to ta chwila, gdy chcę powiedzieć "nie", ale
nie potrafię. Wolałabym, żeby po prostu wyszedł. Nie musiałabym
wtedy narazić się na wyrzuty sumienia, kiedy mu odmówię.
– Nie wiem – mruknęłam zrezygnowana. – Nie chcę później
żałować.
Chłopak skrzywił się na moje słowa.
– Żałowałaś kiedykolwiek nocy spędzonej ze mną? – spytał
urażony.
Oczywiście źle mnie zrozumiał. Nie boję się nocy spędzonej z
nim, tylko bez niego.
– Bez ciebie – poprawiłam go.
– Nie rozumiem – zmarszczył brwi.
– Żałuję każdej nocy nie spędzonej z tobą, okej?
Przyzwyczaiłam się do tego, że nie śpię sama – wyjaśniłam,
spuszczając głowę pod wpływem jego intensywnego spojrzenia.
Te dwa zdania wystarczyły, by szatyn uśmiechnął się zwycięsko.
Następnie ujął palcami moją brodę, podnosząc ją z powrotem do
góry.
– Żałuję każdej nocy, podczas której nie byłem przy tobie –
powiedział nisko, po raz kolejny tego wieczoru całując mnie w
czoło. – Nie każ mi znowu żałować, Maggie – oparł swoje
czoło o moje, ujmując moje policzki w duże dłonie.
– Okej – uległam, wiedząc do czego to zmierza. Był
niebezpiecznie blisko mnie. – Możesz się ubrać?
Szatyn znowu się zaśmiał.
– A
co, rozpraszam cię? –
mruknął
praktycznie w moje usta.
– Chcę
już iść się położyć –
sprostowałam,
kładąc dłonie na jego torsie i odpychając go od siebie.
– Cokolwiek
powiesz –
uśmiechnął
się złośliwie, gdy zrobiłam kilka kroków do tyłu.
Rozplątał
ręcznik, ściągając go z bioder, by podsuszyć nim włosy.
Wiedząc, że go obserwuje w cale się nie śpieszył, stojąc przede
mną zupełnie nago. Gdy skończył, rzucił materiał na ziemię.
Przegryzłam wargę widząc Harry'ego w rozczochranych włosach,
łobuzerskim uśmiechem i całkowicie bez ubrań. Robił to
specjalnie. Powoli wsunął na siebie bokserki, a następnie dresy.
Kiedy znowu na mnie spojrzał, poczułam jak moje policzki zaczynają
piec.
– Mam
nadzieję, że spodobało ci się to co widziałaś –
powiedział,
niemal mrucząc, po czym podszedł do mnie, by chwycić moją dłoń.
–
Chodźmy
się położyć, Maggie –
zaakcentował
każdy wyraz.
Wyszliśmy
z łazienki, trzymając się za ręce. Na szczęście nie spotkaliśmy
nikogo w korytarzu, więc bez zbędnych komentarzy znaleźliśmy się
w moim pokoju. Zdziwiłam się, gdy nie poczułam zapachu wymiocin,
wręcz przeciwnie. Sypialnia była wywietrzona, a pościel była
zmieniona. Przypomniało mi się, że Harry kazał Louisowi tutaj
ogarnąć i o dziwo udało mu się.
Tym
razem to ja go pociągnęłam w stronę łóżka, puszczając jego
dłoń i kładąc się na materacu. Odsunęłam się, robiąc miejsce
dla szatyna, który długo nie myśląc położył się obok mnie.
Przyciągnął mnie do swojej piersi, w którą od razu się
wtuliłam. Tylko tyle. Nie pozwolę mu na więcej. Żadnego
całowania. Nie teraz. Muszę być silna.
– Przepraszam
za to co powiedziałem ostatnio. Wcale nie chciałem naszego końca –
wyznał,
opuszkami palców muskając moje ramię.
– To
ja ciebie sprowokowałam. Przepraszam, że nagle straciłam humor bez
powodu.
Właściwie
to miałam powód, tylko nie mogę o nim rozmawiać.
– Gdybym
wtedy nie naciskał, nie płakałabyś znowu przeze mnie –
westchnął.
–
Po
prostu zawsze się o ciebie martwię.
Moje
serce zabiło mocniej na jego słowa. Wiem, że się o mnie martwi,
ale gdy o tym mówi, to moje uczucia do niego rosną.
– Nie
roztrząsajmy już tego, proszę –
mruknęłam,
całując jego pierś, następnie wtulając się w nią jeszcze
bardziej. –
Dobranoc,
Hazz.
To
momentalnie sprawiło, że zachciało mi się spać. Nim się
obejrzałam zaczęłam odpływać. Czułam się szczęśliwa w jego
ramionach, na prawdę. Przerażał mnie tylko fakt, jak bardzo jestem
do niego przyzwyczajona. Miałam trzymać nas na dystans, ale nie
dość, że nie potrafię, to jeszcze Harry nie daje za wygraną.
Wydaje mi się, że zawsze
będziemy w tym błędnym kręgu kłótni i godzenia się. Jednak nie
przeszkadza mi to, dopóki robię to z nim.
– Jesteś
dla mnie wszystkim. Zawsze
byłaś.
O matko...
Huuura !! W końcu nowy rozdział. Już tak długo czekałam. Nie mogłam sie doczekać !! Teraz nie pozostaje nic innego tylko czekać na następny ������
OdpowiedzUsuńjak zwykle cudny :D kocham <3 Harry jest taki słodki, niech w końcu porządnie pogadają o ich relacji i niech będą razem czekam na następny
OdpowiedzUsuńdokladnie, o matko :O
OdpowiedzUsuńChcemy więcej !! Chcemy wiecej ! Super historia oby były następne
OdpowiedzUsuń